Cat, hat and... lamb.

Już przed dodaniem pierwszego posta zastanawiałam się o czym będę tutaj pisać. Obiecałam sobie jednak jedną rzecz - stylizacji opisywać nie będę, ponieważ to zdjęcia mają być głównym nośnikiem przekazu. Nie podążam za modą, kreuję swój własny, niepowtarzalny styl i to właśnie będę tutaj pokazywać. Bezsensownym byłoby więc opisywanie zdjęć w sposób "mam na sobie czarną sukienkę marki H&M, która idealnie komponuje się z równie czarną parą butów od Jeffrey'ego Campbella, a głębia tej wszechobecnej czerni została wydobyta przez równie czarne dodatki". 

Taaak, uwielbiam czerń i nigdy z niej nie zrezygnuję. Z pewnością to ona będzie stanowić większość elementów poszczególnych kompozycji, szkoda więc byłoby marnować czas na opisywanie jak to czarnych ubrań na sobie nie mam. Nie żebym w tym momencie sprowadzała do parteru rolę fasonów, krojów i materiałów, oczywiście są równie ważne. Chodzi mi o to, po co powielać opisem to co już jest widoczne na zdjęciu. Dlatego nie będę pisać. Skupię się za to na otoczeniu, na tle zdjęć. Uważam, że klimat zdjęć zależy nie tylko od zestawu ciuchów, który mam na sobie, ale także od tego jak one współgrają z otoczeniem. Może niektórzy uznają to jako odciąganie uwagi czytelnika od samej stylizacji, ale co tam. Dla mnie to ważne i postaram się aby każda sesja różniła się od siebie nie tylko ubiorem, ale także otoczeniem. Jest masa możliwości, trzeba tylko umieć je wykorzystać.

Amen.

Kapelusz, bluzka - H&M

Koszula, szorty, plecak  - lumpex

Buty - High Life with JC